Medycyna

Od kiedy chciałem zostać lekarzem?

Zawód lekarza cechuje swego rodzaju nimb – przynajmniej w pewnych kręgach. Muszę jednak przyznać, że osobista obserwacja niedawnych zmian w społeczeństwie momentami skłania mnie do sprzecznych z tym wniosków. Może być obarczona błędem wynikającym z subiektywnego odbioru rzeczywistości, w związku z tym pozostanie jedynie opinią. Świat się zmienia, razem z nim zmieniają się i pacjenci, i lekarze. Medycyna ewoluuje bez ustanku. Jest to nieuniknione, zatem nie warto z tym walczyć. Według mnie opłaca się natomiast zmaganie z własnymi słabościami i niedoskonałościami. Bliska osoba nauczyła mnie kiedyś: chcesz zmieniać świat, to zacznij od siebie. Z tego powodu staram się systematycznie zostawiać za sobą wszelkie niesnaski związane z zawodem medycznym. Robię swoje i staram się robić to z dnia na dzień coraz lepiej. Cieszę się, jeśli pacjent przy wypisie ze szpitala uśmiechnie się, a uczeń podziękuje po zdanym egzaminie.

Hipokrates, czyli ojciec wszystkich lekarzy. Jego uczniowie są domniemanymi autorami tzw. przysięgi Hipokratesa. Wbrew obiegowej opinii nie obowiązuje ona we współczesnej medycynie.

Przyjmijmy, że żyjemy bliskim ideału świecie (albo przynajmniej do tego ideału dążymy). Możemy wówczas porównać profesję lekarza do pomocnika natury tudzież negocjatora, który z tą naturą ustala nowe warunki życia i zdrowia pacjenta. Ta profesja nie miałaby racji bytu, gdyby nie mogła liczyć na pomoc innych medyków oraz powiązanego z nimi personelu. Pielęgniarki, ratownicy, opiekunowie, rehabilitanci, diagności, fizjoterapeuci, pracownicy porządkowi i administracji, kierowcy… Naprawdę ciężko wymienić wszystkich, nie pominąwszy nikogo. W każdym razie proces leczenia i zapobiegania chorobom to praca zespołowa. Lekarz sam z siebie niewiele jest w stanie zrobić.

Nawet jeśli dysponujemy zgranym zespołem medyków, to bywa też tak, że natura wyznacza swoje zasady i granice. Jesteśmy wówczas zdani walczyć na jej warunkach. Przykładem jest pandemia choroby zakaźnej COVID-19, wywołanej przez koronawirusa SARS CoV-2. Tę stronę uzupełniam, korzystając z czasu, jakim dysponuję z powodu ogólnopolskiej izolacji w pierwszej połowie 2020 roku. Przyroda rozdała nam trefne karty i na ten moment musimy takimi grać.

Zdjęcia z postu na stronie Xi’s Moments, ukazujące 87-letniego Wanga Xina z Wuhan. Jest ozdrowieńcem po zakażeniu koronawirusem i przebyciu choroby COVID-19.

Pokuszę się o stwierdzenie, że medycyna to hazard, niczym gra w kości z naturą. A może bardziej w pokera, brydża, czy inną bardziej wymagającą karcianą grę (w które grać nie potrafię i raczej się to nie zmieni). Ta gra oparta na prawach matematyki, fizyki, chemii, biologii i innych nauk była dla mnie od zawsze pociągająca. W dzieciństwie sporo czasu spędziłem w różnych szpitalach z powodu przewlekłych chorób dolnych dróg oddechowych. Myślę, że to zrodziło we mnie sentyment do białych fartuchów i szpitalnych łóżek. Wydaje mi się, że łączny wpływ dwóch czynników: pasja do nauk i wspomnienie szpitala jako drugiego domu zaowocował chęcią zostania lekarzem.

Studia medyczne z mojej perspektywy

Studia medyczne w Polsce (w innych krajach zapewne też) uchodzą za jedne z najbardziej prestiżowych oraz najcięższych. Prestiż wynika z oczywistej perspektywy wykonywania zawodu lekarza w przyszłości. Co do ciężkości, to przyznam szczerze, że wiele zależy od uczelni, osobistych predyspozycji i niejednokrotnie zwykłego szczęścia (lub jego braku). Mogę śmiało napisać, że można na nich połączyć naukę z zabawą, rozwojem osobistym czy prowadzeniem firmy. Grunt to właściwa organizacja czasu, systematyczność oraz racjonalne oczekiwania. W medycynie najważniejsza jest praktyka przy pacjencie, studia jedynie do niej przygotowują.

Medycyna 4

Nauka anatomii w ten sposób? Za pomocą Hololens od Microsoftu może stać się to możliwe!

Na medycynę we wrocławskim Uniwersytecie (wtedy Akademii) Medycznym dostałem się w 2009 roku i ukończyłem ją zgodnie z planem sześć lat później. Jeśli mógłbym zmienić coś w tych studiach, to co by to mogło być? Na pierwszy ogień poszłaby organizacja nauki i praktyki. Moim (i nie tylko) zdaniem jest ona często oderwana od rzeczywistości pracy lekarza. Pokuszę się o twierdzenie, że zaniedbania w dziedzinie dydaktyki medycznej są w środowisku tajemnicą poliszynela. Czasem żałuję, że dowiedziałem się o niej trochę późno.

Gangreną naszych rodzimych uczelni medycznych są sztucznie utrzymywane stanowiska dla dydaktyków. Skutkuje to tym, że młodzi adepci sztuk medycznych muszą poświęcać masę czasu na naukę typowo pod egzamin albo pod widzimisię profesora. Kiedy patrzę na to zjawisko z perspektywy, to napawa mnie to smutkiem. Czas młodości jest nieoceniony z punktu widzenia chłonności umysłu i zdolności przyswajania nowych informacji oraz zdobywania umiejętności. W mojej ocenie nie warto tracić go na bezsensowne czynności.

Medycyna 5

Badanie USG konsultowanie zdalnie przez specjalistę. Dlaczego nie? Do nauki kliniki można śmiało wykorzystać nowe zdobycze technologii informacyjnych. The future is now…

Idealny według mnie rozkład zajęć na kierunku lekarskim powinien obejmować ścisłe rozgraniczenie nauk podstawowych i klinicznych. Pierwsze spośród nich można śmiało realizować w formie e-learningu, co w związku ze wspomnianą pandemią ma już (kwiecień 2020) miejsce. Odnośnie do kliniki zwykłem używać kolokwializmu, że najlepiej zamknąć studentów w szpitalu na kilka lat. Obecna forma nauki oparta na seminariach, wykładach albo ćwiczeniach w dużych grupach jest bardzo nieefektywna. Trzeba mieć szczęście do prowadzącego, aby faktycznie nauczyć się czegoś praktycznego.

Przerwa po studiach: przyczyny i skutki

Ten i kilka następnych akapitów będą nieco bardziej osobiste niż poprzednie. Niektórzy uczniowie oraz pacjenci pytają się mnie: dlaczego po studiach rzuciłeś medycynę? Owszem, dosłownie rzuciłem zawód lekarza. Nawet nie zacząłem stażu podyplomowego i nie odebrałem z Dolnośląskiej Izby Lekarskiej ograniczonego Prawa Wykonywania Zawodu Lekarza.

Dlaczego odrzuciłem zawód lekarza? W mojej ocenie była to konsekwencja iście nietzscheańskiego resentymentu, czyli urazy z powodu własnej niemocy. Jaka była jego przyczyna? Myślę, że przyczyną było rozpoczęcie się u mnie wypalenia (!) zawodowego. Tak, wypalenie medyka jest możliwe już na studiach. Pod ich koniec może dotknąć nawet jedną trzecią przyszłych absolwentów. Najwyraźniej dotknęło również mnie.

Dlaczego wspomniane przed chwilą wypalenie zawodowe mogło mnie dotknąć? Z pewnością u podstaw nie leżały trudności w pracy z pacjentami. Z tym akurat nigdy nie miałem problemu. Bardziej dotykał mnie wszechobecny chaos w polskiej opiece zdrowotnej, a także niewdzięczność części społeczeństwa wobec ciężkiej pracy medyków. Co więcej, to właśnie my, lekarze, jesteśmy dla siebie bardzo często najbardziej zajadłymi przeciwnikami.

Medycyna 6

Wypalony zawodowo i zmęczony lekarz niestety może bardziej zaszkodzić niż pomóc pacjentowi oraz sobie. Na zdjęciu widać lekarzy przed (po lewej) i po (po prawej) 24-godzinnym dyżurze. Ile takich dyżurów może wytrzymać człowiek? Więcej niż Ci się wydaje. Do czasu…

Przez sześć lat studiów rozgoryczenie narosło we mnie tak bardzo, że jego czara najwyraźniej się przelała. Każdy z nas ma do czegoś takiego prawo, choć lekarze zdają się moim zdaniem z niego rzadko korzystać. My musimy pracować, bo kto inny zajmie się pacjentami? Niestety, uprawianie zawodu lekarza kosztem siebie może doprowadzić do tego, że za moje zmęczenie, przepracowanie, rozgoryczenie zapłacą w końcu pacjenci. Uważam, że żaden lekarz nie jest w stanie w pełni zadbać o swoich pacjentów, jeśli nie zadba najpierw o siebie. Mamy prawo dbać o warunki pracy, możliwości kształcenia, dostępność metod leczenia naszych pacjentów czy o nasze zarobki. Zdrowie to wspólna inwestycja całego społeczeństwa. Od nas zależy, czy będzie ona źródłem zysku, czy spowoduje dotkliwe straty.

Powrót do pracy lekarza

Na cztery lata dałem sobie spokój z pracą lekarza. W zamian tego aktywnie nauczałem maturzystów (głównie kandydatów na studia medyczne), a także studentów medycyny. Rozwijałem się z doskoku również jako wydawca książek oraz deweloper-samouk. Czy był to czas stracony? Oczywiście, że nie. Dzięki przebranżowieniu się miałem możliwość nauczenia się czegoś nowego, co mogę wykorzystać teraz do pracy z pacjentami.

Kiedy podjąłem decyzję postaci: tak, to jest ten moment, aby wrócić? Napiszę o tym w formie anegdoty. Przy okazji rehabilitacji z powodu feralnego urazu prawej dłoni (który na szczęście nie okazał się okaleczający w istotny sposób) trafiłem do poradni rehabilitacyjnej. Przyjmował mnie tam lekarz, który podczas badania spytał mnie o ukończone studia. Jako że nie mam w zwyczaju kłamać bez ważnego powodu, przyznałem się, że też jestem lekarzem, ale obecnie nie pracuję w zawodzie. Doktor odparł na to, że sam miał przerwę po studiach. Co ciekawe pracował sześć lat w branży… budowlanej (!), co moja koleżanka skwitowała soczystym: budowlanka robi wrażenie. Po krótkiej i konkretnej rozmowie zrozumiałem, że powód odrzucenia zawodu lekarza przeze mnie to właśnie wspomniany resentyment.

Sentyment i resentyment – podsumowanie

Czy drugi raz wybrałbym nieco pokrętną ścieżkę rozwoju zawodowego? Trudno powiedzieć. Myślę, że każdy gdyby tylko mógł cofnąć czas, to wiele zmieniłby w swoim życiu. Z punktu widzenia higieny zdrowia psychicznego warto przykładać dużą wagę to akceptacji siebie. Myślę, że to dobry punkt zaczepienia dla planów na przyszłość.

Co mi dała przerwa? Przede wszystkim odżył we mnie sentyment do medycyny. Daje mi on wewnętrzną siłę do zdobywania nowej wiedzy cały czas. Lekarz powinien uczyć się całe życie i takie życie sobie wybrałem. Jestem z tego zadowolony. Dotychczasowe doświadczenia jedynie mnie w tym utwierdziły.